środa, 8 stycznia 2014

Grudzień

W grudniu miałam się uczyć, być miła i chodzić na roraty.
Oczywiście przyrzeczeń dotrzymałam, bo ja zawsze dotrzymuję obietnic, ale w trakcie realizacji, uległy lekkim zmianom.
Co prawda nie oślepłam całkiem od czytania książek, ale chodziłam na prawie wszystkie wykłady i nawet rzadko symulowałam choroby. Zapełniłam dwa zeszyty notatkami i głowę wiedzą, która nie została jej najlepszym przyjacielem i opuściła tuż przed sesją, czyli wtedy, kiedy ta najbardziej jej potrzebowała.
Drugie postanowienie było oczywiście żartem, bo mimo że grudzień to miesiąc cudów i miłości do bliźnich to dzieci stale plączące się pod nogami w centrach handlowych, których w grudniu nie da się ominąć, potrafią wystawić cierpliwość na próbę, której zazwyczaj nie przechodzę. Może kiedyś, gdy będę matką, stanę się bardziej wyrozumiała. Póki co nie mam ani dzieci, ani rozstępów.
Za to zamiast rorat sprezentowałam sobie śliczny kalendarz adwentowy (z rodziną misiów lepiącą baławana) i aby godnie przygotować się na narodziny maleństwa, codziennie grzecznie zjadałam przydzielone czekoladki. I kiedy już nie została ani jedna, przyszły święta.